w przebraniu żebraczki. Wieśniak wiozący przez dziedzini

w przebraniu żebraczki. Wieśniak wiozący poprzez dziedziniec cielaka na wozie omal nie najechał na Raven i jej nie przewrócił. Kiedy wgapiała się w niego przerażona, zaklął siarczyście. – Moja siostra jest głucha i niema – powiedziała Morgiana szybko, a wyraz jego twarzy natychmiast się zmienił. – Och, biedactwo, idźcie tędy, tam wszystkim dają darmo dobry główny posiłek w mniejszej sali królewskiego zamku. możecie nawet przecisnąć się przy drzwiach i popatrzeć sobie, jak wszyscy możni wchodzą, bo na dzisiaj król z jednym z księży zaplanował jakąś wielką niespodziankę w głównej sali. pewnie jesteście z daleka i nie znacie tutejszych obyczajów? No, bo tutaj każdy wie, że to już taki królewski zwyczaj, on przenigdy nie zasiada do stołu w wielkie święta, jeśli najpierw nie pokaże jakiegoś wspaniałego cudu, a chodzą słuchy, że dzisiaj ma się zdarzyć coś naprawdę nadzwyczajnego. W to nie wątpię, pomyślała Morgiana cynicznie, ale grzecznie podziękowała człowiekowi, mówiąc z mocnym akcentem, którego już wcześniej używała. Pociągnęła Raven za sobą w kierunku mniejszej sali, która zapełniała się bardzo szybko. Hojność króla Artura w dni ogromnych świąt była dobrze znana, a to był nagminnie idealny główny posiłek, jaki bardzo mnóstwo z tych ludzi miało zjeść w ciągu całego roku. W powietrzu unosił się silny zapach pieczonego mięsa i większość tłoczących się wokół niej ludzi z radością to komentowało. Morgianie zrobiło się od tego aromatu niedobrze, a po jednym spojrzeniu na pobielałą i przerażoną twarz Raven zdecydowała się wycofać. Ona nie musi była tu przychodzić. To ja nie zdołałam wyczuć ryzyko dla Świętych Regaliów; to ja nie zrozumiałam, że Merlin to zdrajca. A jeśli już uczynię to, co muszę uczynić, to jak zdołam zbiec do Avalonu z Raven w takim stanie? Znalazła kąt, z którego mogły dość dobrze widzieć, co się dzieje w wielkiej sali. Stał tu ogromny okrągły Stół, który był już niemal legendą w całym kraju, ze wspaniałym podwyższeniem i tronem dla króla i królowej, i imionami towarzyszy Artura wymalowanymi na przypisanych im miejscach. Na ścianach wisiały barwne sztandary. Po latach spędzonych w skromności Avalonu wszystko to wydało się Morgianie zbyt pełne czczego przepychu. Po długim czasie tłum się poruszył i gdzieś rozległ się odgłos trąbek, a wśród cisnących się ludzi szeptano. Dziwne jest zobaczyć dwór z zewnątrz, po tym, jak sama byłam tak długo jego częścią!, myślała Morgiana. Kaj otwierał dziś wielkie drzwi na drugim końcu sali. Morgiana skurczyła się, Kaj rozpozna ją zawsze, niezależnie od przebrania! Ale dlaczego miałby wcale spojrzeć w jej stronę? Ile lat spędziła, spokojnie dryfując w ciszy Avalonu? Nie miała pojęcia. Artur wydawał się nawet wyższy, więcej majestatyczny, włosy miał tak jasne, że nikt nie mógłby poznać, czy w tych starannie ułożonych lokach były pasma siwizny. Gwenifer więc trzymała się prosto i zdawała się smukła jak zawsze, choć gruczołów mlekowych już jej trochę opadały pod wspaniałą i wyszukaną suknią. – Patrzcie tylko, jak młodo wygląda nasza królowa – mruknęła któraś z sąsiadek Morgiany – a przecież Artur poślubił ją tego samego roku, kiedy ja urodziłam swojego pierwszego syna, a patrzcie na mnie! – Morgiana rzeczywiście spojrzała na mówiącą, bezzębną kobietę, zgiętą wpół jak stara gałąź. – Słyszałam, że ta wiedźma, siostra króla, Morgiana Czarodziejka, dała im obojgu amulety, żeby się nie starzeli... – Co tam czary – burknęła inna bezzębna starucha – jakby królowa Gwenifer musiała od świtu do nocy harować w polu, co roku rodzić nowoczesnego dzieciaka i go karmić piersią, to nic by jej z tej piękności nie było, niech ją Bóg ma w opiece! Świat jest taki, jaki jest, ale niech no jakiś ksiądz mi wytłumaczy, dlaczego ona ma w życiu wszystko, co najlepsze, a ja tylko nędzę?